główna strona

niedziela, 29 czerwca 2014

sesja, sesja i po sesji... czyli jak minął pierwszy rok studiowania.

Tak, sesja, sesja i ... po sesji. Zmęczenie sięgało zenitu, o czym świadczyło chociażby wstawianie prania bez włączania wody, robienie zapiekanek w piekarniku, nie ustawiając temperatury. Ale kiedy ostatniego, zabieganego dnia, wysłałam pracę zaliczeniową nie pod ten adres mailowy, co trzeba... zdecydowanie stwierdziłam, że czas na zakopanie się w łóżku i odespanie tego wszystkiego. :)

Tak więc dzisiejszy dzień minął tak samo leniwie jak wczoraj. To takie dziwne po ostatnich miesiącach, a szczególnie tygodniach móc wstać bez budzika, nie spiesząc się nigdzie. Otworzyć oczy bez myśli, jak dzisiaj rozplanować dzień, by ze wszystkim się wyrobić. Ale i zarazem mam już dość. Przywykłam do szybkiego tempa, więc już po pierwszym dniu włączył mi się motorek w głowie "to siedzenie zaraz cię wykończy!" Więc mimo ogromnego zmęczenia, lubię to uczucie bycia w ciągłym ruchu :)


Ale właśnie sobie wspominam początek tego roku. Kiedy z wielkim zaciekawieniem, ale i lekkim poddenerwowaniem stawiałam pierwsze kroki nie tylko na uczelni, ale i w nowym mieście. 

Z uśmiechem na twarzy wspominam, jak sygnalizowałam wykładowcom problem ze słuchem. Najbardziej utkwiła mi w pamięci wykładowczyni, do której podeszłam z zapytaniem, czy mogłaby mi udostępnić swoje notatki (podpisywałam deklarację, że mam prawo dostępu do materiałów wykładowców na użytek własny) albo chociaż liczyć na zapisanie najważniejszych zagadnień. W końcu dla mnie normalne było, że miałam główne zagadnienia z zajęć, a potem z pomocą książki czy internetu samodzielnie nadrabiałam materiał w domu.Odpowiedziała mi z uśmiechem, że nie ma problemu, żebym nagrywała, co mówi.
- Ja mam problem ze słuchem... - próbowałam wytłumaczyć - i odbiorem treści z wykładów, ponieważ odczytuję mowę z ust...
- Ale proszę pani, naprawdę, nie mam nic przeciwko. Może pani korzystać z dyktafonu.
- Właśnie próbuję zasygnalizować, że mam problem ze słuchem i odbiorem treści na drodze słuchowej...
- Może pani śmiało nagrywać moje wykłady. Ma pani moją zgodę.
- Korzystanie z dyktafonu mi nie pomoże, odczytuję mowę z ust, więc co mi da, że nagram, jak potem i tak muszę to odsłuchać?
Dłuższą chwilę mi zajęło wytłumaczenie, na czym polega problem. Ale skończyło się na umowie, że ja będę siedziała na początku auli, a przy podawaniu zagadnień na egzamin, będzie miała mnie szczególnie na uwadze. W praktyce wyszło tak, że pojęcia spisałam od koleżanki, nawet i na notatki się załapałam. ;)

Pamiętam też ćwiczenia z pierwszej pomocy. Miałam problem z zapisywaniem notatek, które były dyktowane. Zdania leciały z taką prędkością, że kiedy one się kończyły, ja miałam zapisane zaledwie pierwsze słowo. Zdezorientowana odłożyłam długopis i stwierdziłam, że chociaż "popatrzę" i sprobuję sama  skleić całość. Tą rezygnację zauważyła koleżanka, która z tych ćwiczeń była zwolniona (więc po prostu z nami siedziała). Zapytała "nie nadążasz, co?" i kiedy przecząco pokręciłam głową, zabrała dlugopis i zaczęła notować za mnie. Ale kiedy był egzamin i padło pierwsze polecenie - chciałam już twardo poprosić o powtórzenie. Nic nie zrozumiałam. I znowu - ta sama koleżanka odwróciła się i widząc moją pustą kartkę - zabrała i zaczęła notować. Prowadząca popatrzyła i z lekką pretensją do mnie, czemu nie piszę? Ale po szybkim wytłumaczeniu, że mam problem ze sluchem i koleżanka zapisuje zadania - nie miała żadnych zastrzeżeń.


Nie jestem skora to proszenia kogoś o notatki czy pomoc. O wadzie słuchu informuję kiedy naprawdę nie daję rady bądź uprzedzam, kiedy wyczuję, że tak będzie lepiej. Kiedy kończyłam szkoły - w ostateczności prosiłam o powtórzenie czy pożyczenie zeszytu. A tutaj taaaakie miłe zaskoczenie - to ludzie pierwsi wyciągają rękę i wykazują się bezinteresowną pomocą. Teraz nawet nie pamiętam dokładnie, kiedy się przyznałam, że mam ubytek słuchu i odczytuję mowę z ust. Wszystko potoczyło się naturalnie. Pomocy nikt mi nigdy nie odmówił - szczególnym wsparciem wykazały się koleżanki, na które zawsze mogłam liczyć. Tak więc - pierwszy rok za mną - minął pozytywnie i mimo całego trudu i wysiłku - chęci na dalsze studiowanie są! :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

... szukaj

... ważne, a nawet bardzo ważne.

niesłyszący - każda osoba z wadą narządu słuchu, nie ważne o jakim stopniu ubytku.
słabosłyszący - osoba z wadą słuchu, posługująca się mową werbalną. Wychowywana w środowisku osób słyszących, uczestniącząca w edukacji w szkołach ogólnodostępnych.
głuchy - osoba, która ma znaczny bądź głęboki ubytek słuchu.
słyszący - osoba słysząca, nie posiada żadnej wady słuchu.
Głuchy - osoba, która jest Głucha Kulturowo. To znaczy: wychowywana w rodzinie Głuchych (a więc może być nawet słysząca) i w środowisku Głuchych, posługująca się biegle PJM.
PJM - Polski Język Migowy, prawdziwy język niesłyszących i Głuchych. Posiada swoistą gramatykę, odmienną od polskiej. Jest językiem przestrzennym, wykorzystującym ruchy dłoni, ciała, bardzo ważną rolę odgrywa mimika twarzy.
SJM - System Językowo-Migowy, zwany też językiem miganym. Sztuczny twór przełożony z języka polskiego na "ruchy dłonią", zachowuje tym samym gramatykę języka polskiego.