główna strona

sobota, 31 stycznia 2015

sesyjnie.

Siedzę w zamkniętym pokoju ze słuchawkami w uszach. A raczej zawieszonych nad głośnikiem aparatu słuchowego. Na około sterta papierów i notatek. Sesyjny klimat. Ostatnie tygodnie lecą na pełnych obrotach - projekty, egzaminy, zaliczenia...

Niektóre minione egzaminy pokazały mi, jak wielu notatek nie miałam z zajęć. Na kolokwiach pojawiały się pojęcia z wykładów czy ćwiczeń, o których nawet nie wiedziałam, że były omawiane. Nie wyłapałam? Możliwe.

Miałam jeden egzamin do zaliczenia ze ćwiczeń. Na zajęciach, prowadząca puszczała slajdy i omawiała poszczególne zdjęcia, definicje. Dużo dodawała od siebie, podpowiadała cechy charakterystyczne, podrzucała pomysły do lepszego zapamiętania. Ciężko mi było zrozumieć i przez 1,5h próbować wszystko poskładać w całość - skupiłam się na przepisywaniu treści ze slajdów do zeszytu.
Na egzamin notatki też miałam, więc nie było tak naprawdę problemu, żeby się nauczyć.
Ale...
Egzamin wyglądał tak, że prowadząca puszczała kolejno slajdy, a my na kartkach mieliśmy podpisywać rodzaje drzew, ptaków. Więc zasadniczo - szybkie spojrzenie na slajd, zapisanie nazwy i lecimy dalej. W międzyczasie fajny gest ze strony wykładowczyni - podpowiadała hasłami, których używała podczas omawiania prezentacji. Więc jeżeli ktoś słuchał (i miał lepszą pamięć słuchową) to super, znaczne ułatwienie. Ja nie mogłam skorzystać z tych dodatkowych tłumaczeń na zajęciach - więc mogłam przyjąć do wiadomości tylko to, co zobaczyłam i spisałam. 
Dodatkowo na egzaminie - patrząc na slajd i na kartkę, nie miałam czasu, by spojrzeć na usta wykładowczyni. Poczułam się trochę na przegranej pozycji.
Ale zaliczony egzamin z wynikiem takim, jak większość został osobistą nagrodą. Bo jednak mimo wszystko, dałam radę. 

Byłam też niedawno na pewnym, obowiązkowym dla mnie spotkaniu, gdzie odbywała się dyskusja. Ponad dwadzieścia osób w sali, przy miejscu każdego z uczestników stał mikrofon. Więc gdy ktoś się wypowiadał, włączał nadajnik i szło nagłośnienie. Dla mnie - osobisty, wielki dyskomfort. Nikogo nie znałam, warunki na dyskusję tragiczne, bowiem były ustawione trzy stoły. Dwa równolegle do siebie, trzeci prostopadle do tych dwóch. Usiadłam tak, by widzieć osoby z tego trzeciego stołu - były głównymi uczestnikami spotkania, więc zależało mi, żeby to ich jak najwięcej rozumieć. I tutaj nie mam zastrzeżeń, rozumiałam wszystko, mieli do tego wyraźny układ ust. Schody zaczęły się później... 
Kiedy zaczęła się dyskusja, najwięcej udzielały się osoby siedzące przy drugim stole. Do tego.. siedzące tyłem do mnie.
Po odpowiedziach innych uczestników, ktorych twarze widziałam, byłam w stanie domyślić się ogólnego kontekstu rozmowy. Ale wiem, że ważne kwestie były poruszane, a ja tkwiłam w martwym punkcie. Nie znalam tych osób, nie chciałam się od razu wychylać i prosić o odwrócenie się. Mimo tego, że nigdy w takich sytuacjach nie spotkałam się z negatywną reakcją, każda taka sytuacja wywołuje we mnie nutę niepewności i nieśmiałości.
Człowiek w chwilach ważnych czy kryzysowych, jest niemal w każdej rzeczy znaleźć coś praktycznego. I tak też zrobiłam ja.
Patrząc wprost przed siebie, w okno, zauważyłam odbijające się tam twarze mówiących osób. I widziałam usta! Nie rozumiałam każdego słowa, ale chociaż ogółem wiedziałam o czym jest mowa i zrozumiałam najważniejsze rzeczy. Nie była to wygodna alternatywa, ale jak nie ma innych rozwiązań - człowiek chwyta się wszystkiego. ;) Gdyby nie determinacja, by uczestniczyć w tym, co się dzieje - w życiu bym nie próbowała się skupiać na "słuchaniu przez lustro". Męczące, niewygodne. 
Ale jak trzeba, to trzeba. 

Ostatnio wiele było różnych sytuacji związanych z moim niesłyszeniem. I po raz pierwszy w życiu zadałam sobie pytanie, ile rzeczy tak naprawdę mnie omija z powodu wady słuchu? Jak wiele tracę?

Pomimo tego i tak będę wierna swojemu życiowemu wzorowi: strata<zysk. :)

sobota, 17 stycznia 2015

dostępność na uczelni.

Nieustanna gotowość do wyłapania słów nauczyciela. Próby połączenia "słuchania" z zapisywaniem notatek. Ciągłe dopytywanie o to, czy wszystko się zrozumiało/zapisało. Dowiadywanie się w ostatniej chwili, że jest sprawdzian. Męczące prace w grupach.
Ten kto ma wadę słuchu i uczył się w szkole ogólnodostępnej, wie ile to kosztuje wysiłku. Niekiedy nawet dopada bezsilność i pojawiają się łzy.

Po maturze obiecałam sobie odreagować porządnie ten cały trud, który wkładałam we własną edukację. Postanowiłam też jednocześnie nabrać siły na kolejny etap nauki - na studiowanie. 

Kiedy dostałam się na studia, byłam szczęśliwa, że mogę chociaż swój trud połączyć z kierunkiem, który mnie interesuje. A gdy dowiedziałam się o ofercie ze swojej uczelni, jaką mogę uzyskać pomoc - nie byłam już tak przerażona zbliżającymi się wykładami i egzaminami. Wstępnie okazało się, że mam różne możliwości:
- dostęp do notatek wykładowców (podpisałam deklarację, iż te źródła będą tylko do mojego użytku.
- wypożyczenie systemu FM
- pętla indukcyjna
- tłumacz języka migowego
- lektoraty dla grupy osób z wadą słuchu

Pierwsza myśl, "wooow, nigdy nic nie miałam, żadnej pomocy, a tu taki wybór!". No, ale jak to bywa, zawsze znajdzie się jakieś BO...
- Dostęp do notatek wykładów? Niestety, wykładowcy mówią wszystko "z głowy". Odpada.
- Wypożyczenie FM? Trochę zawirowań początkowych było, nie do końca się sprawdził na wykładach, ale prace nad tym trwają.. :)
- Pętla indukcyjna? Nie ma. Odpada.
- Tłumacz języka migowego? Nie posługuję się tym językiem na tyle swobodnie, by wykorzystać tą opcję na całym wykładzie i wynieść z tego sensowną wiedzę. Odpada.
- Lektoraty? Udało się, jest grupa 4-osobowa. Odpadł stres, że będę anonimowa, bezsilna w 30-osobowej grupie.

+ Dowiedziałam się kilka dni temu, że jest opcja nagłośnienia na auli. Ponoć działa na zasadzie systemu FM, ale trzeba poprosić techników o włączenie. Ciekawe jak działa -  od dostania tej informacji nie miałam zajęć na tej auli. Zaznaczam w rubryce "do przetestowania".

Więc, opadły trochę te pozytywne emocje po dokładnym sprawdzeniu tego wszystkiego. Idealny obraz studiowania uległ zmianie. Ale radzić trzeba, co mnie nie zabije, to mnie wzmocni, prawda?

Ale, ale to nie koniec. MałaWielka ciekawostka na koniec. Polecam pewien wywiad z Osobą, która tłumaczy na wykładach osobom niesłyszącym mowę na tekst, pisząc na laptopie. Osobiście uznaję to za najlepszą formę pomocy, jaką mogłabym uzyskać na studiach. Pozwala ona na bieżące śledzenie toku zajęć, na akywny udział w zajęciach. Niestety, moja uczelnia (jak i niemal większość uczelni w Polsce) nie mają takiej usługi.

UWAGA! Nie mylić tej osoby z asystentem!
Asystent wspiera, pomaga w uzupełnieniu czy zdobyciu notatek. Ewentualnie sam robi. A opisywany tutaj zawód wymaga wielkiego wkładu w swoją pracę. Tłumaczy dokładnie każde słowo, które padło na wykładzie. 
Sukcesem jest, kiedy osoba słysząca(!) będzie w stanie sluchać w skupieniu wykładu przez 15-20min. Weźcie to pod uwagę, czytając artykuł... :) 
Nie będę się dalej rozpisywać, kieruję tutaj: LINK

PS. Takie rozwiązania dają wiarę, że jutro może być lepiej! 

... szukaj

... ważne, a nawet bardzo ważne.

niesłyszący - każda osoba z wadą narządu słuchu, nie ważne o jakim stopniu ubytku.
słabosłyszący - osoba z wadą słuchu, posługująca się mową werbalną. Wychowywana w środowisku osób słyszących, uczestniącząca w edukacji w szkołach ogólnodostępnych.
głuchy - osoba, która ma znaczny bądź głęboki ubytek słuchu.
słyszący - osoba słysząca, nie posiada żadnej wady słuchu.
Głuchy - osoba, która jest Głucha Kulturowo. To znaczy: wychowywana w rodzinie Głuchych (a więc może być nawet słysząca) i w środowisku Głuchych, posługująca się biegle PJM.
PJM - Polski Język Migowy, prawdziwy język niesłyszących i Głuchych. Posiada swoistą gramatykę, odmienną od polskiej. Jest językiem przestrzennym, wykorzystującym ruchy dłoni, ciała, bardzo ważną rolę odgrywa mimika twarzy.
SJM - System Językowo-Migowy, zwany też językiem miganym. Sztuczny twór przełożony z języka polskiego na "ruchy dłonią", zachowuje tym samym gramatykę języka polskiego.